Cmentarz żydowski
Kiedyś w jesień wędrując przez zamiejskie pole
Odkryłem miejsce dziwne, niedotknięte pługiem,
Ocienione przez głogi i wierzb pędy długie,
Jak czasu zagubione pradawne zakole.
A stały tam macewy pochylone, stare,
Ulewami wytarte, w wiatrach nadkruszone,
Wszystkie przodem patrzyły w Ziemi Świętej stronę,
Postrzępione jak dzioby skamieniałych barek.
Wkroczywszy w tę enklawę wieczornego cienia
Czułem, że nagle cichną mego życia cele,
Niepokoje i troski, a każda z tych steli
Wciąż oczekuje świata bez kłamstw i cierpienia.
Odnalazłem najmniejszą, już zatartą, stelę
Składając na niej kamyk – okruch mej nadziei.
e
|